Czy miód miejski jest zdrowy?

Czy miód miejski jest zdrowy?

Z punktu widzenia odbioru społecznego, pasieki miejskie przeszły w ostatnich latach wyboistą drogę – od niebezpieczne fanaberii, przez ekscentryczną modę, po innowacyjną metodę wspomagania pszczół. Dziś ponownie zaczynają pojawiać się wątpliwości, czy sprowadzanie pszczół do ekosystemu miejskiego nie niesie z sobą szkód dla innych gatunków i ryzyka dla zdrowia publicznego.
Dlaczego w ogóle stawiać ule na dachach biurowców? Czy pozyskany w ten sposób miód nie jest zanieczyszczony? Jak w takim terenie czują się same pszczoły? Spróbujmy lepiej zorientować się w niełatwym temacie pasiek miejskich.

Pasieki miejskie – po co i gdzie powstają?

Pszczelarstwo miejskie (urban beekeeping) nie ma długiej historii. Możliwość wykorzystania miast jako bazy pożytkowej zaświtała amerykańskim i zachodnioeuropejskim pszczelarzom mniej-więcej na przełomie milleniów, kiedy coraz głośniej robiło się o masowym i fatalnym w skutkach wymieraniu pszczół. Chwalebnym prekursorem był Paryż, gdzie pasieka stanęła już w 1985 r.
Tymczasem intensywny chów nastawiony na uzyskanie miodu bez względu na koszty po stronie rodzin, zmniejszająca się zdolność osłabionych gniazd do walki z chorobami w połączeniu z coraz większą opornością drobnoustrojów i pasożytów na leki, wreszcie powszechność i popularność pestycydów, insektycydów, herbicydów i fungicydów, doprowadziły w końcu do skali problemu nieodnotowanej w całej pisanej historii, nazwanej zjawiskiem masowego ginięcia pszczół (CCD – colony collapse disorder).

Zapylaczom nie pomagały także zmiany w mentalności ludzkiej w krajach rozwiniętych: zamiłowanie do piłkarskich trawników przyciętych na milimetry, szybkorosnących tuj i geometrycznych skalniaczków spowodowało zaprzestanie utrzymywania kwietnych łąk, grządek, a nawet sadów, bezlitośnie wycinanych z uwagi na opadające owoce i liście. Do tej pory przyjazne tereny wiejskie stały się dla pszczół niegościnną, wrogą pustynią.

Pasjonaci pszczelarstwa zwrócili więc oczy na miasta i z zaskoczeniem zaczęli dostrzegać liczne pozytywne strony sytuowania uli właśnie tutaj. Aby zrealizować swoje plany, w wielu miastach musieli stoczyć istne batalie. W aglomeracjach takich jak Chicago, Nowy Jork czy Los Angeles, jeszcze kilkanaście lat temu obowiązywał całkowity zakaz hodowli pszczół. Dzięki pracy aktywistów, miasta nieprzyjazne pszczołom to już obecnie historia.

Aktualnie duże miasta chwalą się pasiekami liczącymi kilka tysięcy pni. W samej Warszawie w strefie publicznej doliczyć się można kilkuset uli. Rodziny pszczele sprowadzane są na dachy i tarasy budynków firm i instytucji, do parków miejskich i terenów rekreacyjnych, a nawet na prywatne balkony. Coraz większą popularność zyskuje adopcja uli przez przedsiębiorstwa pragnące dołożyć swoją cegiełkę do ratowania pszczół. Wszystko wskazuje na to, że urban beekeeping to przyszłość pszczelarstwa, dlatego warto na wstępie rozwiać wszystkie powstałe na jego temat szkodliwe mity.

Cechy miejskiego miodu

Czy miód z miasta może być zdrowy? Panuje przekonanie, że miód produkowany w oparach spalin i smogu, z dala od pól uprawnych i lasów, musi pewnie zawierać szkodliwe substancje, jak choćby metale ciężkie czy pyły zawieszone. Czy tak jest w rzeczywistości? Absolutnie nie. I jest to zasługa wrodzonej mądrości zbieraczek oraz troski o potomstwo.
Zapominamy czasami, że pszczoły nie produkują miodu dla nas, ani też nie jest to ich główne zadanie. Miód to tylko zimowy zapas nektaru, mający wyżywić rodzinę podczas długich miesięcy bez dostępu do roślin kwitnących. To właśnie nektar i pyłek stanowią codzienne pożywienie pszczół. Nie musiałyby wcale go nosić, gdyby chodziło tylko o dorosłe osobniki. Jednakże podstawowym popędem pszczół jest troska o czerw. Robotnice transportują nektar w wolu a pyłek na odnóżach, aby następnie karmić nimi swoje najmłodsze siostry. Larwy są bardzo wrażliwe i najdrobniejsze zanieczyszczenie pokarmu oznaczałoby ich natychmiastowe zamieranie. Dlatego też pszczoły wyrobiły w sobie umiejętność rozpoznawania czystego nektaru i tylko taki będą przynosić. Gdyby nawet robotnicy zdarzyło się zaczerpnięcie zanieczyszczonego materiału, nie zdołają donieść go do ula, ale zginą w drodze. To jeden z mechanizmów ochronnych rodziny.

Ponadto kwiaty nektarują bardzo krótko i błyskawicznie przekwitają. Zanieczyszczenia potrzebowałyby znacznie dłuższego czasu na dotarcie aż tak głęboko, by sięgnąć nektaru, dobrze schowanego przed niepożądanymi oczami i niekorzystnymi warunkami.
Możemy mieć więc pewność, że miód produkowany przez pszczoły miejskie nie jest gorszej jakości niż ten z terenów wiejskich. Zaskakiwać może natomiast fakt, że to właśnie miejski miód charakteryzuje się wyższą czystością. Jak to możliwe?

Na terenach wiejskich, zwłaszcza w okolicach pól uprawnych, odbywa się najczęściej intensywna gospodarka rolna. Cele rolników i pszczelarzy nie zawsze idą w parze: ci pierwsi chcą mieć duże plony, szybko, bez chwastów i insektów. W tym celu stosują szereg środków chemicznych, z których co prawda większość jest dopuszczona do użytku, ale nadal nie służy ani pszczołom, ani ludziom. A pozostaje jeszcze przecież szara strefa – pokątne opryski niedozwolonymi preparatami czy mieszanie kilku legalnych środków w zabójcze miksy. Na wszystkie te niebezpieczeństwa narażone są pszczoły podejmujące swój trud na wsi. Nie oznacza to oczywiście, że każdy słoik miodu rzepakowego zawiera w składzie pół tablicy Mendelejewa – nawet wśród tradycyjnie gospodarzących rolników świadomość ekologiczna nieustannie wzrasta i rzadko już można spotkać osoby jawnie ignorujące zasady bezpieczeństwa. Jednakże nadal masowe zatrucia pasiek pestycydami zdarzają się regularnie, przy czym nigdy jeszcze nie miało to miejsca w mieście, gdzie środki takie są po prostu niepotrzebne.

Dla konsumenta wartość miodu miejskiego jest też związana z jego oryginalnym, niepowtarzalnym składem. Różnorodność roślin spotykanych w przydomowych ogródkach, na balkonach i w miejskich parkach skutkuje mieszankami niespotykanymi na terenach dużych pożytków rolnych, leśnych czy wiejskich. W mieście każde miodobranie jest źródłem niespodzianek dla samego pszczelarza oraz dla amatorów nietuzinkowych produktów pszczelich.
To właśnie w jednej z warszawskich pasiek miejskich udało się po raz pierwszy zaobserwować niezwykłą współpracę trzmieli i pszczół – te pierwsze nadgryzały nieco kwiaty bzu, umożliwiając drugim pobranie nektaru normalnie dla nich niedostępnego. W ten sposób powstał unikalny miód o aromacie bzu.

Czy pasieki w mieście są przyjazne środowisku i pszczołom?

Czy pasieki w mieście są przyjazne środowisku i pszczołom?
Czy pasieki w mieście są przyjazne środowisku i pszczołom?

Ale czy pszczołom miejskim nie dzieje się krzywda? Czy nie tęsknią za wiejskim spokojem, czy nie przeszkadza im zgiełk? Przede wszystkim nikt nie powiedział, że pasieka miejska musi być od razu ustawiona w szczególnie głośnej okolicy. Ponadto pszczoły nie mają uszu – nie słyszą pojedynczych dźwięków, ale jedynie odbierają wibracje. Pomruk ulicy nie jest więc w stanie ich zestresować. Inaczej ma się sprawa z miejskim oświetleniem – to rzeczywiście może wybijać robotnice z naturalnego rytmu dobowego, dlatego też należy każdorazowo dokładnie przemyśleć lokalizację pasieki i kierunek wylotka.
Paradoksalnie w mieście pszczoły są w stanie znaleźć więcej pożytków niż ma to miejsce na wsi. Wynika to z dużych areałów, obsadzanych różnorodną roślinnością. Pożywiając się w promieniu 3-4 km pszczoły natrafiają na setki tysięcy kwiatów, drzew i krzewów, z których duża część nektaruje o różnych porach roku, tworząc stałą i obfitą bazę pożytkową. Co więcej, mniejsza konkurencja przekłada się na doskonały dostęp do kwiatów bez konieczności dzielenia się ze zbieraczkami okolicznych rodzin. W 2014 r. z sześciu uli ustawionych w Warszawie na jednym z hoteli zebrano 580 kg miodu, co daje 96 kg miodu na rodzinę, podczas gdy średnia roczna wydajność rodziny wiejskiej to 15-25 kg. Nie jest to reguła, ale daje wiele do myślenia i mocno przemawia za tworzeniem miejskich pasiek.

Życie miejskich pszczół ułatwia także temperatura, standardowo o 1-2°C wyższa niż na wsi. Oznacza to mniejszy wysiłek na ogrzewanie gniazda i więcej czasu na skupienie się na innych czynnościach, a także dłuższe kwitnienie roślin nektarodajnych.
Czy miejskie pszczoły mogą zagrozić innym zapylaczom? Potencjalnie tak, podobnie jak nieodpowiedzialnie prowadzona pasieka wiejska może być źródłem chorób okolicznych rodzin, słabego materiału genetycznego, a nawet pożądleń wśród sąsiadów. Zakładając pasiekę miejską nie można tego robić w oparciu o modę, w oderwaniu od specjalistycznej wiedzy – od decyzji o przywiezieniu do miasta odpowiedniej linii pszczół, właściwej dla danego obszaru geograficznego, łagodnej i nierojliwej, poprzez lokalizację uli, aż po kampanie społeczne mające na celu uświadomienie ludności korzyści wynikającej z obecności pszczół. Ul miejski wymaga najczęściej więcej pracy niż wiejski, dlatego nie może być chwilowym kaprysem, który zaraz pozostawimy sam sobie, gdy się nim znudzimy.

Pasieki miejskie mają i tę właściwość, że ocieplają wizerunek pszczoły w społeczeństwie. Przekłada się to pozytywnie także na postrzeganie innych zapylaczy. Zaczynamy dostrzegać plusy obecności os, przestajemy panicznie bać się szerszeni, uczymy rozróżniać łagodną reakcję alergiczną od wstrząsu anafilaktycznego. Dzieci zachęcają rodziców do budowy domków dla murarek. Rodzice wybierają dla dzieci produkty słodzone miodem zamiast cukrem. Powoli, powolutku, stajemy się społeczeństwem otwierającym się na ekologię, ceniącym kontakt z naturą i produkty z niej pochodzące. Niemały udział w tym procesie mają pszczoły. Nie obawiajmy się zapraszania ich do miast.

Czytaj też Apiterapia. Metoda leczenia czy chwyt marketingowy?

Jaworznianka, czyli trochę krakuska a trocha Ślónzoczka. Dziennikarz, filolog, pszczelarz, wegetarianka. Poza zapylaczami pasjonują mnie dinozaury i kosmos, rollercoastery i drzewa, książki i filmy, rower i słodycze. Lubię burze i szparagi. Kocham wszystkie koty i jednego puzonistę. Nie znoszę zakupów i nie mam telewizora. Boję się parkowania równoległego i wilków z "Pana Kleksa". Uczę się grać na kalimbie i marzę o trojaczkach.

Zobacz również

Dołącz do naszej
społeczności

Bądź EKO każdego dnia i zachęcaj do tego innych. Śledź nasze profile, lajkuj i udostępniaj. Najważniejsze, żeby było nas jak najwięcej.

Chcesz być na bieżąco?
Zapisz się do naszego newslettera

Inspirujące artykuły, ciekawostki ze świata przyrody, edukacja ekologiczna, relacje z naszych akcji. To wszystko i sporo więcej, za to zero spamu i nachalności. Bądź z nami!

Masz jakieś
pytania?

Zadzwoń i dowiedz się wszystkiego, czego potrzebujesz.