Po co wozić pszczoły samochodem, skoro mają skrzydła i mogą same polecieć? – zapytał mnie kiedyś mąż, gdy zasugerowałam, że 20 km od naszej pasieki znajduje się stary dworski park, w którym lada dzień zakwitną ogromne, stuletnie lipy… Pasieka wędrowna przypomina odrobinę redyk owiec. Zamiast korzystać z własnej i ciasnej łąki, zabieramy zwierzęta do bufetu, w którym na stół wjeżdżają same najlepsze dania. Jeśli skończy się jedzenie, nic nie stoi na przeszkodzie zmienić bufet na inny. Skoro to takie proste, to dlaczego tak mało pasiek wędruje na pożytki? Dlaczego na drogach łatwiej spotkać przyczepy do przewozu koni lub bydła niż transport pszczół? Co na temat wędrówek sądzą same pszczoły?
Czym różni się pasieka stacjonarna od wędrownej?
Wielu z nas ma w swojej głowie sielskie wyobrażenie pasieki jako kilkunastu drewnianych domków, stojących w kwitnącym sadzie. Zdecydowana większość pasiek w Polsce tak właśnie wygląda. Jednak pasieki produkcyjnej, liczącej od 80 do kilkaset rodzin, nie da się postawić w jednym miejscu, ponieważ pszczoły umarłyby z głodu, mając do dyspozycji niewielki kawałek terenu o skończonej ilości pokarmu. Pszczoły mogą latać na odległość 7 km, ale rzadko kiedy to robią. Podczas dalekiego lotu zużywają część zebranego nektaru, aby wytworzyć potrzebną energię. Dlatego najbardziej opłacalna dla nich odległość wynosi 2 km od ula. Produktywność zbioru nektaru jest tym większa, im krótszą drogę musi pokonać zbieraczka. Dla pszczelarza jest to jednoznaczne z faktem, że realne do obsłużenia pożytki znajdują się w promieniu właśnie tychże 2 km od pasieki.
Koszty utrzymania pasieki z roku na rok rosną, pszczelarze decydują się więc na podniesienie wydajności ekonomicznej swojego biznesu poprzez wywóz pszczół na pożytki np. rzepak, grykę, lipę, wrzos. Ule postawione w środku kwitnącego pola gwarantują, że jeśli tylko pogoda dopisze, a kwiaty będą nektarować, pszczołom łatwiej będzie zebrać bardzo cenne miody odmianowe (pasieki stacjonarne też mogą je dawać, to tylko kwestia tego, co kwitnie wokół, jednak w wędrownych jest to zdecydowania prostsze – ule stawia się w bezpośredniej okolicy pola uprawnego/pożytku).
Miody odmianowe to miody pozyskane w większości z nektaru jednej rośliny, np. miód nektarowy rzepakowy, gryczany lub ze spadzi. Można je rozpoznać po różnych właściwościach organoleptycznych: mają inną barwę (przed i po krystalizacji), różny czas i sposób tejże krystalizacji, charakterystyczny smak i zapach, konsystencję. Przykładowo miód spadziowy iglasty jest zielony i ostry w smaku (szczypie w język). Natomiast ze spadzi liściastej – brązowy i dużo łagodniejszy. Miód rzepakowy jest jasnożółty, mdły i szybko ulega krystalizacji. Miód lipowy jest złocisto-karmelowy, bardzo aromatyczny, a w smaku słodko-kwaskowaty. Natomiast bardzo trudny do pozyskania dla pszczelarzy (źle odparowany szybko kwaśnieje) miód nawłociowy jest rzadszy, kwiatowy i dominująco kwaskowaty.
Czy pszczoły lubią podróżować?
Pszczoły w naturze podróżują tylko w sytuacji rójki. Ich dom – ul, pień, dziupla – nie przemieszcza się samodzielnie. Wewnątrz ula znajdują się wykonane z wosku plastry, w których pszczoły gromadzą zapasy i wychowują czerw. Wosk jest delikatny i kruchy. Pod wpływem drgań czy wstrząsów ulega uszkodzeniu, a złamane plastry swoim ciężarem przygniatają owady i je zabijają. Dlatego pszczoły źle reagują na wstrząsy, zestresowane wylatują z gniazda i żądlą niemiłosiernie.
Śmiem twierdzić, że pszczoły nie przepadają za podróżami. Każdy, kto miał do czynienia z nieszczelnym ulem w transporcie, wie, jak zachowują się zestresowane pszczoły i jak bolesna jest to przygoda. Mimo iż dysponujemy coraz lepszym sprzętem do przewozu uli, nie sposób jest wyeliminować całkowicie drgań.
Czy to oznacza, że uli nie wolno przewozić? Nie mielibyśmy wtedy zjawiska pasiek wędrownych, sprzedawania odkładów (co wiąże się ze zmianą ich miejsca zamieszkania), czy wywożenia rodzinek weselnych na trutowisko celem unasiennienia matek pszczelich. Mimo że transport jest dla pszczół stresujący, są one odporne na trudy z nim związane. Niezwykle rzadko dochodzi do padnięcia całych rodzin – częściej są to pozagniatane pojedyncze osobniki. Lars Chittka w „Pszczoły. Krótki lot w głąb niezwykłych umysłów” szerzej pisze o innych skutkach transportu – utracie znajomości topografii terenu, zwiększonym nasileniu lotów zwiadowczych i związanym z tym wydatkiem energetycznym. Polecamy tę pozycję.
Czy każda pasieka może wędrować?
Dotkliwość podróży dla pszczół można znacząco zminimalizować przez spełnienie następujących warunków:
- ule powinny być odpowiednio przystosowane do przewozu,
- zwierzęta muszą mieć zapewnioną prawidłową wentylację.
Tylko tyle? Właśnie aż tyle. Zdecydowana większość uli w polskich pasiekach nie nadaje się do przewozu! Ma to związek z ich budową. W przypadku pasiek stacjonarnych ule konstruuje się w taki sposób, aby zapewnić rodzinom jak najlepsze zimowanie. W tym celu wykorzystuje się drewno jako materiał ciepły, naturalny i oddychający. Dwuścienne, ocieplane ule z zamkniętą obszerną dennicą, w której uwiązuje się zimowy kłąb, są praktyczne, ale bardzo ciężkie i trudne w transporcie.
Jeśli pszczelarz zakłada pasiekę i nastawia się na gospodarkę wędrowną, to już na starcie może zakupić odpowiedni sprzęt. Ule przystosowane do wędrówek przypominają towar ustawiony na paletach. Są prostopadłościanami pozbawionymi wystających elementów. Wykonane są z pojedynczej deski lub poliuretanu, co sprawia, że są lekkie i wygodne w przenoszeniu. Posiadają klamry, które przyspieszają ich spinanie na czas transportu, a specjalne siatki dennicowe i wylotowe ułatwiają swobodny przepływ powietrza oraz prawidłową wentylację.
Wyobraź sobie, że chcesz wysłać paczkę. Ile zachodu wymaga zapakowanie przesyłki, aby bezpiecznie dotarła do adresata? Ile więcej pracy wymaga zapakowanie do transportu żywych zwierząt, których w rodzinie jest tysiące? By nie dochodziło do wyłamywania plastrów, ich przesuwania się, a przy tym zagniatania pszczół, w pasiekach wędrownych stosuje się ramki hoffmanowskie (ze specjalnie wyprofilowaną beleczką) lub ramki zaopatrzone w odstępniki metalowe lub plastikowe. Odstępniki zapewniają stałą odległość pomiędzy ramkami. Dzięki temu pszczoły obsiadające plastry są zabezpieczone przed zgniataniem.
Pszczoły w sytuacji stresu wytwarzają więcej ciepła, dlatego największym dla nich zagrożeniem podczas transportu jest przegrzanie. Jeśli pszczelarz nie zapewni rodzinie odpowiedniej wentylacji, może dojść do zaparzenia i uduszenia rodziny. Uważa się, że na 1 kg pszczół powinno przypadać 10 cm3 wolnej przestrzeni. Jeśli rodzina jest bardzo silna, nad gniazdem ustawia się korpus z pustymi ramkami. Aby owady nie wyleciały z ula podczas drogi, musi być on szczelny i posiadać odpowiednie zamknięcia. Dostęp świeżego powietrza ułatwiają wspomniane wcześniej siatki.
Jak przygotować pszczoły do transportu?
Przed wyruszeniem na wędrówkę pszczelarz powinien dokonać przeglądu pasieki. Do transportu przeznacza się najsilniejsze rodziny, które mają największą szansę na pomyślny zbiór miodu. Z ula należy wyjąć ramki zapełnione nakropem, aby pod wpływem ciężaru nie wyłamały się i nie zalały rodziny. Ich miejsce uzupełnia się pustymi plastrami.
Pamiętajmy, że aby wyruszyć w drogę musimy zaczekać, aż wszyscy pasażerowie zdążą wsiąść na pokład. Dlatego nigdy nie przeprowadza się wędrówek w dzień, gdyż zbieraczki pracują w terenie. Wyloty zamyka się dopiero po zachodzie słońca. Mamy wtedy pewność, że wszystkie pszczoły wróciły już do uli. Istnieją tylko dwie pory dogodne do transportu – noc lub bardzo wczesny ranek (zanim zbieraczki zdążą wylecieć). Latem, przy temperaturze powyżej 25 stopni Celsjusza, przewóz pni powinien odbywać się wyłącznie nocą. Wysokie temperatury panujące w dzień mogą pszczołom zaszkodzić, pomimo zapewnienia prawidłowej wentylacji.
Na wyloty zakłada się siatki. Dennica i wentylacje górne powinny być otwarte, ale szczelne. Jeśli pszczoły znajdą jakąś drogę na zewnatrz, zaczną wypryskiwać z ula i dotkliwie żądlić. Ule ostrożnie przenosi się na platformę do przewozu i zabezpiecza pasami transportowymi. Powinny one być ustawione w taki sposób, aby ramki wewnątrz ula skierowane były równolegle do kierunku jazdy. Przyspieszanie i hamowanie nie będzie powodowało efektu ich bujania się. Sam transport musi odbywać się płynnie, z niedużą prędkością.
Jeśli wszystko jest prawidłowo zabezpieczone, jest całkowicie niegroźny dla postronnych osób! Po przyjeździe na miejsce docelowe, ule ustawia się i dopiero wtedy otwiera wyloty. Pszczoły zestresowane po podróży mogą gwałtownie wypryskiwać z ula, wychodzić na ścianki, a jeśli jest światło – latać. Co ciekawe pszczoły miodne nie latają po zmroku (ale wabi ich światło latarki)! Dopiero po wschodzie słońca rodzina oblatuje się i zapamiętuje nową lokalizację gniazda.
Przewóz pszczół – wymagania prawne
Wśród pszczelarzy utarło się wiele mitów dotyczących prowadzenia pasieki wędrownej. Jednym z najpowszechniejszych jest opinia, że przy wędrówkach pasiek niezbędne jest świadectwo zdrowia pszczół. Dokument taki występuje jedynie przy sprowadzaniu pszczół spoza granic kraju. Jedyny wymóg, jaki obecnie obowiązuje pszczelarzy to taki, że rodziny muszą pochodzić z terenu nie zapowietrzonego, czyli wolnego od zgnilca amerykańskiego (Rozporządzenie MRiRW z 29 września 2005 r. – Dz. U Nr 187, poz. 1574).
Na obszarze zapowietrzonym, o którym mowa w § 1 zakazuje się: 1) przemieszczania rodzin pszczelich, matek pszczelich, czerwia, pszczół, pni pszczelich, produktów pszczelich oraz sprzętu i narzędzi używanych do pracy w pasiece – bez zgody właściwego miejscowo Powiatowego Lekarza Weterynarii; 2) organizowania wystaw i targów z udziałem pszczół.
Aby być w zupełności pewnym, że przewóz odbywa się zgodnie z prawem, najlepiej skontaktować się bezpośrednio z odpowiednim wg położenia pasieki Powiatowym Inspektoratem Weterynarii.
Oczywiście kolejnym niezbędnym krokiem jest uzyskanie zgody właściciela ziemi, na której stanąć ma pasieka wędrowna. Dobrą praktyką wśród pszczelarzy jest pozostawienie w pobliżu pasieki tabliczki z informacją o niebezpieczeństwie związanym z pożądleniem, wraz z numerem weterynaryjnym i kontaktem do właściciela zwierząt. Telefon może przydać się w sytuacjach awaryjnych.
Kilka lat temu na Szlaku Kopernikowskim, w okolicach Ornety, natknąłem się na tabliczkę z informacją o wystawionej pasiece i możliwości przelotu pszczół nad polną drogą – wspomina Paweł Pszczółkowski – Obok były pozostawione kapelusze pszczelarskie oraz zachęta do skorzystania z nich i pozostawienia przy takiej samej tabliczce na drugim końcu drogi. Miły gest, zwłaszcza gdy ktoś faktycznie ma uczulenie na jad pszczeli albo podróżuje z małymi dziećmi.
Problemy pasiek wędrownych
Laikom mogłoby się wydawać, że prowadzenie pasieki wędrownej to biznes mlekiem i miodem płynący. Czymże jest przywieść ule, postawić i czekać, aż pszczoły odwalą za nas całą ciężką i brudną robotę? Nic bardziej złudnego. Prowadzenie pasieki wędrownej jest dużo bardziej pracochłonne i wymagające większych nakładów finansowych niż posiadanie pasieki stacjonarnej. Samo przewożenie pszczół jest zajęciem trudnym i ryzykownym. Dochodzi jeszcze praca w terenie, do nikłego światła, aby nie prowokować pszczół do opuszczania ula (pszczoły nie latają w ciemnościach, lecz niczym ćmy dążą w kierunku światła, zostawiając żądło właścicielowi latarki). Z racji, że najtrudniejsza część wędrówki odbywa się nocą – praca ta jest niezauważalna dla większości obywateli… Niezauważana i niedoceniana.
To, że pszczoły mają zapewniony pożytek do pracy, wcale nie oznacza, że pszczelarz może leżeć i popijać drinki z palemką. Do wykonania ma identyczne zadania jak jego koledzy w pasiekach stacjonarnych, tj. dokładanie ramek, uzupełnianie zapasów pokarmu w kryzysach pogody, likwidacja nastroju rojowego, wymiana matek. Dodatkowym zadaniem pszczelarza, który prowadzi gospodarkę wędrowną, jest zdobycie ogromnej wiedzy dotyczącej znajomości roślin i warunków, w jakich one nektarują. Ta wiedza ma kluczowe znaczenie w podniesieniu wartości ekonomicznej biznesu. Może się okazać, że w zależności od pogody, gleby, warunków nawożenia ta sama roślina w jednym miejscu jest rewelacyjnym pożytkiem dla pszczół, natomiast w innym nie nektaruje, a rodziny, zamiast przynieść miód, należy dokarmiać. Wędrówka wiąże się z określonym nakładem finansowym, dlatego nie można podejmować decyzji o transporcie w ciemno i bez dokładnego zastanowienia.
Kolejnym problemem pszczelarzy wędrujących jest odpowiednia obsada pożytku (liczba pni na hektar uprawy), która osiągnie najlepszą wydajność miodową. Każda rodzina pszczela ma określone zapotrzebowanie na miód. Przecież pszczoły też muszą jeść, a dodatkowo karmią larwy, które to w przyszłości będą zbierać nektar. Dla silnej rodziny wynosi ono około 17 kg w maju, aż 30 kg w czerwcu, 17 kg w lipcu.
Tabela 1. Zużycie miodu w kg przez rodzinę pszczelą w poszczególnych miesiącach (wg W. Ostrowskiej).
Korzystając z danych podanych w opracowaniach naukowych dotyczących wydajności miodowej poszczególnych upraw, można wyliczyć obsadę rodzin. W przypadku rzepaku, jeśli pszczelarz planuje wyciągnąć z ula 15-20 kg miodu, na jednym hektarze dobrze nektarującej plantacji powinny stać tylko 4 rodziny pszczele.
Największym zagrożeniem dla pasiek wędrownych jest kradzież lub dewastacja uli. Pszczoły zostawia się w środku szczerego pola, najczęściej bez opieki. „Najlepiej jakbyś miał stały nadzór nad ulami. Ja w tym roku wróciłem z rzepaku bez nadstawek. Ktoś je sobie przywłaszczył”. „Rok temu ukradli mi 6 uli”. „W dniach 19-21 lipca 2016 roku skradziono mi 18 uli z pszczołami i miodem. Pasieka stacjonowała przy uprawie gryki w Rybnicy koło Jeleniej Góry.” – to tylko przykładowe wypowiedzi załamanych hodowców na jednym z forów pszczelarskich.
Pszczelarze próbują w różny sposób zabezpieczyć swoje mienie. W końcu koszt jednego ula to około 600 zł plus rodzina pszczela – kolejne 600 zł. Taka niepilnowana wartość jest łatwym kąskiem dla złodziei. „Sama tablica z informacją, że pasieka jest zabezpieczona elektronicznie, powinna odstraszyć złodzieja. Prócz tablicy pasiekę mam ubezpieczoną w TUW. W razie kradzieży jest zwrot 500 zł od ula. Zawsze to coś na otarcie łez. Dodatkowo nadajniki GPS, Control Bee oraz foto-pułapka. Brakuje mi jeszcze tylko Niemców w okopach. Ale takie czasy, niestety.” – radzi jeden z pszczelarzy. Co ciekawe złodziejami rodzin, sprzętu czy miodu są najczęściej… inni pszczelarze. Wyjazd na wędrówkę to jak wyprawa na wojnę domową, tylko taką pszczelarsko-pszczelarską…
Pasieki wędrowne zmorą lokalnych pszczelarzy
W wielu rejonach Polski pojawiło się zjawisko przepszczelenia, czyli zbyt duża obsada rodzin na danym obszarze. Jeśli na takim terenie stanie jeszcze pasieka wędrowna, może się ona okazać prawdziwym kukułczym jajem dla pasiek stacjonarnych. Co więcej, jak w każdym zawodzie, również wśród pszczelarzy, są ludzie nieetyczni i niedbający o swoje zwierzęta. Przywiezienie pasieki na pożytek, na którym pracują już pszczoły z lokalnych pasiek, wcale nie oznacza, że rodziny wyprodukują więcej miodu. Pożytek jest jak tort, z którego wykroić można określoną liczbę kawałków. Zbyt duża obsada pszczół spowoduje, że nie tylko nie przyniosą one miodu dla pszczelarza, ale mogą mieć również problem z wykarmieniem samych siebie (patrz na tabelę zużycia miodu w poszczególnych miesiącach wyżej). Przykład? Na 10 hektarach gryki pracuje aż 80 uli.
Wyobraźmy sobie, że w wyniku załamania pogody pożytek przestaje nektarować, a pasiece wędrownej zaczyna zaglądać w oczy głód. Wyposzczone pszczoły szukają jedzenia w ulach stacjonarnych pasiek, które ze względu na stałą obecność pszczelarza na miejscu, są często lepiej zaopatrzone w pokarm. Taka wygłodniała pasieka może w mgnieniu oka wyrabować, a niekiedy i doprowadzić do śmierci, rodziny z pasiek stacjonarnych. Najbardziej narażone na rabunek są uliki weselne, odkłady (mini rodzinki) i rodziny w słabszej kondycji np. po wyrojeniu.
W mediach społecznościowych coraz częściej pojawiają się informacje, że jakiś nieetyczny pszczelarz podrzucił nocą pasiekę na prywatny teren. Podrzucił i zwiał… Jak podrzuca się niechcianego szczeniaka albo worek śmieci w lesie. Taka pasieka nie została zgłoszona ani powiatowemu lekarzowi weterynarii, a bardzo często również właścicielowi nieruchomości rolnej! Mimo iż wydaje się to być zachowaniem skrajnie nieodpowiedzialnym, takie praktyki wcale nie są rzadkie. O bardzo przykrej sytuacji opowiada np. Pan Tomasz Stańczuk w filmie Miejsce nr 1 patologi pszczelarstwa! Bardziej przegiąć chyba się nie da.
Dramaturgii całej sprawie wędrówek z pszczołami dodaje fakt, że w wielu miejscach Polski występują ogniska zgnilca amerykańskiego, warrozy i innych chorób. Pszczelarze, którzy nie stosują się do przepisów dotyczących chorób zakaźnych, są wektorem przenoszącym patogeny z terenu, w którym pojawiły się już choroby, w miejsce, gdzie jeszcze ich nie ma. I to można uznać za główny minus i zagrożenie ze strony pasiek wędrownych.
Pasieka wędrowna – czy to się opłaca?
Pasieka, jak każdy biznes, powinna zarobić na siebie i na pszczelarza. Gospodarka wędrowna jest sposobem na podniesienie dochodu poprzez wykorzystanie większej ilości pożytków. Ale żeby tak się stało, wymaga większych nakładów finansowych, pracy i ogromnej wiedzy, dotyczącej zwłaszcza warunków nektarowania upraw. W wędrówkach nie ma miejsca na losowość, partactwo, a tym bardziej patologię. Życie bardzo szybko weryfikuje błędy. Pszczelarze, którzy stawiają na bylejakość, po czasie wracają z podkulonym ogonem. Natomiast dobrze przygotowani wędrowcy z pewnością podniosą wartość ekonomiczną swojego biznesu. Także prestiż, przez dodanie do oferty handlowej cenionych na rynku miodów odmianowych.