Jeszcze kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu widok wypalanych traw wczesną wiosną nikogo nie dziwił. W końcu był to jeden z najszybszych i najtańszych sposobów na pozbycie się roślinnych resztek, by przygotować glebę do nowego sezonu. Na szczęście dziś odchodzi się od tego sposobu i szuka się bezpieczniejszej alternatywy – w trosce o swoje zdrowie i dla dobra przyrody.
Dawniej, gdy chciano uzyskać teren pod nową uprawę, podkładano ogień, który w mgnieniu oka pozbywał się niepotrzebnych chwastów i innych zielonych pozostałości, wierzono bowiem, że płomienie nie tylko oczyszczają, ale i użyźniają glebę. Nic bardziej mylnego. Popiół rzeczywiście odkwasza podłoże i wzbogaca je w wiele mikroelementów, ale jeśli jest przegrzany, może wyrządzić więcej szkód niż pożytku. Po pożarze zostaje zniszczona warstwa próchnicy w ziemi, a proces jej odbudowy trwa wiele miesięcy, co skutkuje tym, że rośliny nie rosną już tak okazale i zdrowo. Nie bez znaczenia jest również fakt, że wypalanie traw prowadzi do erozji gleby, która zaczyna gorzej przepuszczać wodę, co w dobie globalnego ocieplenia i coraz częściej występujących długotrwałych okresów suszy oznacza tylko katastrofę. Może to też prowadzić do przesuszenia, odsłonięcia wierzchniej warstwy gleby i narażać glebę na wywiewanie przez wiatry.
Na szczęście praktyka ta powoli odchodzi w zapomnienie i zamiast wzniecania z pozoru niewinnego pożaru szuka się innych sposobów na wiosenne porządki – bezpieczniejszych, tańszych, przyjaznych naturze i przede wszystkim zgodnych z prawem.
Uwaga, niebezpieczeństwo!
Podpalacze często zapominają o tym, że po zimie trawy są bardzo wysuszone, a ogień szybko wymyka się spod kontroli i trudno go kontrolować. Wystarczy chwila nieuwagi lub gwałtownie zmieniający się kierunek wiatru, a obejmuje okoliczne zabudowania, znajdujący się w nich dobytek, a także lasy, czego przykładem jest pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym w 2020 roku, który zniszczył ponad 5200 hektarów cennych terenów.
Na skutek bezmyślnego podkładania ognia giną również ludzie – co roku odnotowuje się aż kilkanaście ofiar. Dym powstały z wypalania traw zawiera wiele toksycznych substancji, takich jak dioksyny, wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne, tlenki azotu i węgla czy dwutlenek siarki, które zwiększają ryzyko nowotworu, astmy, chorób układów krążenia i kostnego czy schorzeń oczu. Ponadto uwalnia do atmosfery spore ilości gazów cieplarnianych. Pamiętajmy o tym, że obecnie rośliny zawierają duże stężenie środków ochrony i gromadzą w sobie zanieczyszczenia, które uwalniają się podczas spalania. Dlatego ten, kto wypala trawy, truje nie tylko siebie, ale i całą okolicę. Należy mieć także na uwadze, że niosący się w kierunku dróg dym stanowi zagrożenie dla kierowców, bo mocno ogranicza ich widoczność, doprowadzając do kolizji i wypadków.
Ogień trawi nie tylko chwasty
Najwyższa pora skończyć z myśleniem o wypalaniu jako o „najtańszym herbicydzie”, bo na skutek tego barbarzyńskiego procederu giną nie tylko niepożądane rośliny (popularnie: chwasty), ale i cały ekosystem. A skoro o chwastach mowa, warto pamiętać, że taki pożar przetrwają tylko głęboko korzeniące się rośliny, m.in. gorczyca polna, ostrożeń polny, owies głuchy, perz właściwy, powój polny, rzodkiew świrzepa, samosiewy zbóż i wilczomlecz obrotny. W przeciwieństwie do spalonych krzewów, drzew, gatunków okrywowych, ziół oraz traw cennych pod względem paszowym to właśnie one na pogorzelisku wzejdą jako pierwsze. Najtrudniej poradzić sobie z pożarem traw rosnących na torfie, który może zalegać nawet do kilkunastu metrów w głąb i pali się długo (do kilku miesięcy) oraz głęboko. Zwykła łąka po pożarze potrzebuje na regenerację kilku lat, torf – nawet kilku tysięcy!
Zwierzęta nie mają żadnej szansy
W płytszych warstwach gleby (do 10-15 cm) żyją miliardy pożytecznych makroorganizmów, np. nicieni czy pierścienic, oraz mikroorganizmów, takich jak bakterie, wirusy, pierwotniaki, grzyby, które są sprzymierzeńcami rolników, bo odpowiadają za naturalną przemianę materii w glebie. Nietrudno przewidzieć, co stanie się z nimi, gdy łąki, trzcinowiska i zakrzaczenia zacznie trawić ogień. To samo spotka poprawiające strukturę i właściwości fizyczne ziem pracowite dżdżownice, regulujące populacje szkodliwych owadów mrówki i biedronki, które uważane są za największego naturalnego wroga uciążliwych mszyc. Owszem, ogień pomaga ograniczyć populację groźnych kleszczy, ale niczemu niewinne pająki sieciowe i wolno biegające pajęczaki również padną ofiarą płomieni.
Trawy to naturalne środowisko ryjówek, jeży i młodych zajęcy, a także miejsca lęgowe wielu ptaków, które wśród źdźbeł wiją swoje gniazda i wczesną wiosną przygotowują się do rozrodu. W przywołanym już pożarze w Biebrzańskim Parku Narodowym straty w lęgach poniosły m.in. żuraw, uszatka błotna oraz ptaki siewkowe, takie jak czajka, rycyk, kszyk i krwawodziób. Ogień strawił siedliska ptaków zagrożonych wyginięciem – cietrzewia i orlika grubodziobego. Również zwierzęta domowe nie mogą czuć się bezpiecznie. Gdy psy i koty przypadkowo znajdą się w zasięgu pożaru, łatwo tracą orientację i ulegają zaczadzeniu. Przed płomieniami nie uciekną także sarny, jelenie czy dziki.
A co z owadami?
W pożarach giną budzące się do życia pszczoły i trzmiele – przyczynia się to do zmniejszonej liczby zapylonych kwiatów, a tym samym obniżenia plonów. Jeszcze 20 czy 50 lat temu populacja owadów była na tyle duża, że nawet po takim wypalaniu szybko się odbudowała. Dziś jednak, gdy zapylaczy jest jak na lekarstwo, znowu potrzeba wielu lat i tyle samo starań, by znów można było usłyszeć ich charakterystyczne bzyczenie. Równie groźny co płomienie jest towarzyszący im dym uniemożliwiający pożytecznym owadom oblot w celu poszukiwania nektaru.
Ekologiczna alternatywa
Aby przyczynić się do bardziej zrównoważonego zarządzania terenami zielonymi, pozwólmy roślinnym resztkom się rozłożyć. Skoszona trawa powinna być przeznaczana na kompost – w ten sposób uzyska się cenny nawóz, nie bez powodu nazywany „czarnym złotem ogrodnika”. Zebrana wiosną młoda zielonka to naturalna pasza dla wielu zwierząt, a słoma pozostała po żniwach może im służyć za podściółkę. Jednym ze sposobów jest także pozostawienie zeszłorocznych obumarłych roślin w formie mulczu, aby mógł się rozłożyć i przekształcić w użyźniającą materię organiczną. Warto również stosować zielone nawozy i uprawę wieloletnią, które zwiększają zawartość składników odżywczych w glebie i zapobiegają jej erozji. Jak widać, wszystko jest lepsze i bezpieczniejsze od płomieni.
Co na ten temat mówi prawo?
Wypalanie traw jest nielegalne i podlega karze nagany, grzywny do 30 000 zł, aresztu lub pozbawienia wolności do lat 10, zwłaszcza gdy dojdzie do zagrażającego życiu pożaru lub zniszczenia mienia. Kogo nie przekonują Ustawy z 14 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody, z dnia 28 września 1991 r. o lasach, z dnia 6 czerwca 1997 r. z kodeksu karnego czy z dnia 20 maja 1971 r. z kodeksu wykroczeń, powinien wziąć pod uwagę to, że może być również ukarany przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa utratą dopłaty bezpośredniej lub jej zmniejszeniem (od 3 do 20%).
Jeśli jesteśmy świadkiem wypalania traw, należy jak najszybciej zgłosić to policji lub wysłać anonimowe zgłoszenie do Krajowej Mapy Zagrożeń Bezpieczeństwa.
Nie bądźmy obojętni – liczby mówią same za siebie – w 2023 roku straty finansowe spowodowane pożarami oszacowano na 69 mln zł, straż pożarna musiała interweniować aż 21 206 razy, a zniszczona powierzchnia wyniosła 5 774 hektary, co odpowiada aż 57,7 km².